Samochody Google Street View
od dwóch tygodni obfotografowują Warszawę - dzisiaj koło 16 widziałem czarną astrę z zestawem kamer na dachu na ulicy Odrowąża (niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia) - tymczasem już słychać pierwsze głosy tzw. obrońców prywatności.
I to nie byle kogo, bo sprawą zainteresował się sam
GIODO czyli Generalny Inspektorat Ochrony Danych Osobowych, który wyraził swoje zaniepokojenie faktem niepoinformowania przez Google o całej akcji. Co więcej, GIODO twierdzi, że "Google ma obowiązek poinformować wszystkie osoby, które znajdą się na zdjęciach, że są fotografowane", a samo fotografowanie to "forma gromadzenia danych osobowych, a zatem na Google jako administratorze spoczywa obowiązek powiadomienia zainteresowanych osób o tym fakcie".
[Ktoś tu chyba przesadza... Czy robiąc fotografię np. Starego Miasta, chcąc umieścić ją później w sieci też muszę się pytać o zgodę wszystkich osób, które wejdą w kadr? Czym się różni takie niedzielne cykanie fotek od Street View poza skalą przedsięwzięcia? I w końcu czy można w ogóle wymagać prywatności na ulicy? Wychodząc z domu godzimy się przecież na to, że każdy może nas sobie obejrzeć - w tym także okiem kamery...]
Ciekawe jest również to, że nie tak dawno GIODO nie uważał zdjęcia konkretnej osoby powiązanego z jej imieniem i nazwiskiem za dane osobowe, a teraz tak bardzo troszczy się o dobra anonimowych osób sfotografowanych w miejscu publicznym.
Więcej o sprawie i jej możliwych implikacjach można poczytać na prawniczych blogach
Lege Artis i
Vagla.pl.